Get Even More Visitors To Your Blog, Upgrade To A Business Listing >>

“Nowi mutanci” (“The New Mutants”) – recenzja filmu

5/10

Byłem naiwny i do samego końca wmawiałem sobie, że “Nowi mutanci” to będzie przynajmniej przyzwoite widowisko. Nie jest. Prawie niczego przyzwoitego w tym filmie nie odnalazłem.

“Nowi mutanci” dołączyli do licznego grona filmów, przy których odpłynąłem. Nie w pozytywnym znaczeniu tego wyrażenia, ale w tak negatywnym, jak negatywne jest uderzenie niemowlaka pięścią w bebech. Zaznaczam, że nie byłem śpiący, ale film mnie w pewnym momencie zaczął krańcowo nużyć. Hardo zastanawiałem się nad znalezieniem alternatywnej rozrywki. Pomimo iż w kinie było bardzo luźno i nie czułem się skrępowany obecnością innych widzów, to nie wyciągnąłem smartfona, żeby pograć w jakiegoś węża czy w co się tam obecnie gra. Tym samym przysnąłem mniej więcej w drugiej połowie widowiska i przebudziło mnie wycie Demon Beara, który jest poniekąd antagonistą tytułowych bohaterów.

Stwierdziłem, że nie będę pisał recenzji czegoś, czego nie obejrzałem od początku do końca. Musiałem zrobić drugie podejście i oto jestem – ciągle rozczarowany, jeszcze bardziej znudzony. Najchętniej już teraz zakończyłbym tę recenzję słowami “darujcie sobie”, po czym zamknąłbym laptopa, wskoczył pod prysznic i zmył z siebie ten marvelowski brud.

Ta piątka mogła zawojować świat, ale po takim filmie już ich razem nie zobaczymy

Moje rozczarowanie jest tym większe, gdyż gdy nie byłem jeszcze stary, a właściwie za stary, jak to zaznaczyła pewna osoba (za niespełna pięć lat będę płakał na “Warszawiance”), to uwielbiałem komiksy o mutantach. Wczytywałem się w “X-Men” i wszystkie możliwe spin-offy niemal z religijnym oddaniem. Opamiętanie wreszcie przyszło, z dwa, może trzy lata temu, kiedy faktycznie poczułem się dojrzalszy niż historie tworzone przez scenarzystów komiksów superbohaterskich. Wtedy zacząłem sięgać wyłącznie po dojrzalsze opowieści. Takie z seksem i poruszające dysfunkcje społeczne. Tak, te same, które słabo się sprzedają. Jakkolwiek wciąż czuję olbrzymi sentyment do młodszej generacji mutantów Marvela, co czyni całą rzecz smutniejszą. Nie tylko dlatego, że straciłem pieniądze na dwa bilety, ale była to także olbrzymia strata czasu. Pieniądze się zwrócą, ale straconego czasu nikt mi nie odda.

Jak zapewne zauważyliście – piszę bzdury i nieziemsko przeciągam tę recenzję, gdyż nawet nie chce mi się znęcać nad tym filmem, chociaż wiem, że muszę to wreszcie zacząć robić.

To już najpewniej środek recenzji, ale pozwólcie, że zacznę od początku, czyli nakreślę z grubsza fabułę tego potworka. Film rozpoczyna się od sceny, w której demoniczny niedźwiedź masakruje grupę rdzennych Amerykanów. Z życiem uchodzi wyłącznie Danielle Moonstar. Dziewczyna trafia do dziwnej rezydencji, w której spotyka innych młodych mutantów. Młodziaki starają się uczyć siebie na nowo, gdyż nadludzkie zdolności całkowicie ich przedefiniowały. Pieczę nad piątką mutantów – Rahne Sinclair, Illyaną Rasputin, Samem Guthriesem, Roberto da Costą oraz przywołaną już Danielle – sprawuje nieco dziwaczna Cecilia Reyes. I trzeba przyznać, że jej metody “wychowawcze” są dosyć ekstremalne. Na domiar złego, coś nieprzyjemnego czyha na ich życia.

Te dziewczyny naprawdę mają się ku sobie, co zapewne nie spodobałoby się Jędraszewskiemu, gdyby oglądał filmy o mutantach

Poznają się, kłócą, tulą i mają bardzo wiele problemów emocjonalnych. Praktycznie wszyscy są zaburzeni. Mógłbym tu wyrecytować, w których miejscach w DSM-5 ich umieścić (piszę o amerykańskim filmie, więc posługuję się amerykańskimi kryteriami diagnostycznymi). Nawet jestem w stanie się z nimi jakoś kumplować emocjonalnie. Ten motyw bardzo przypadł mi do gustu. Niestety scenarzyści wkroczyli na grząski grunt i nie potrafili tematu zajmująco rozwinąć, chociaż poruszyli kilka naprawdę interesujących klocków.

Jednak, co z tego, że starano się wgryźć w psychikę mutantów, skoro film nieprzyjemnie się ciągnie i właściwie przez większość czasu nie wiadomo, w którą stronę tak do końca zmierza.

Nierzadko grzęźnie w dziwnych rejonach. Ogląda się go trochę, jak przydługi serial, którego treść zmieszczono w filmie. W dłuższej formie mógłby rozwinąć skrzydła, a w tak krótkiej pozostawia spory niedosyt. Ponadto chciano nadać produkcji horrorowy sznyt i to faktycznie widać, ale rzeczowej grozy tam nie znajdziecie. Nie jest to też tak do końca historia superbohaterska, ale nadludzkie moce i eksplozję odnotujecie. Trochę to dramat, ale bez głębokiego dramatyzmu. “Nowi mutanci” to film o wielu maskach, ale żadna z nich nie jest na tyle zajmująca, by mogła zająć widza na dłużej.

Jest jedna rzecz, za którą “Nowych mutantów” cenię i przez którą strasznie mi go szkoda. Gdyby dać aktorom porządny scenariusz, to byłoby co oglądać. Świetnie wpasowali się w role. Maisie Williams czuje Wolfsbane. Anya Taylor-Joy jest świetną Magik. Charlie Heaton daje radę jako Cannonball. Henry Zaga bardzo dobrze oddaje Sunspota. Z kolei Blu Hunt jest urodzoną Mirage. Szkoda, wielka szkoda, że ten film nie wypalił i nie zarobi wszystkich pieniędzy świata. Z przyjemnością widziałbym tych aktorów w drugim podejściu do tematu. Spodobał mi się również pomysł na wroga piątki zagubionych śmiałków. Jednak to za mało, żeby zrobić z tego porządny film.

Demoniczny niedźwiedź to absurd? Nie w tym filmie. Przeciwnik mutantów jest jednym z najbłyskotliwszych elementów widowiska

Chociaż reżyser i współscenarzysta “Nowych mutantów”, Josh Boone, mówił niedawno o planach na drugą i trzecią część, to nie wierzę, że są najmniejsze szanse, by nawet druga część powstała. Powiem więcej – po tym, co pokazał w tym filmie, trochę boję się o jego serialowy “Bastion”, który nakręcił dla CBS All Access. Nie popisał się. Nie wchodzę w to, ile w tym widowisku było pracy reżysera, a ile interwencji Disneya, bo tego nie wiem. Wiem tylko, że potwornie się zawiodłem. “Nowi mutanci” to film straconych okazji na coś nowego, świeżego i długotrwałego. Przykra sprawa, ale żyje się dalej.

Wpis “Nowi mutanci” (“The New Mutants”) – recenzja filmu pojawił się na Popkulturysci.pl.



This post first appeared on Popkulturysci.pl - Wyciskamy Popkulture, please read the originial post: here

Share the post

“Nowi mutanci” (“The New Mutants”) – recenzja filmu

×

Subscribe to Popkulturysci.pl - Wyciskamy Popkulture

Get updates delivered right to your inbox!

Thank you for your subscription

×