Get Even More Visitors To Your Blog, Upgrade To A Business Listing >>

“Małe ogniska” (“Little Fires Everywhere”) – sezon 1 – recenzja serialu

7/10

“Małe ogniska” to wielkie zaskoczenie. Osobiste. Serial, który w gruncie rzeczy nie jest skierowany do mężczyzn, wzruszył i pochłonął mnie niemal do reszty.

“Małe ogniska” to adaptacja powieści Celeste Ng, w której autorka zbiła ze sobą dwa zupełnie różne światy i doświadczenia. W 1997 roku do Shaker Heights przyjechały Mia Warren (Kerry Washington) i jej córka Pearl (Lexi Underwood). Zdezelowany samochód wyładowany rupieciami na przedmieściach Cleveland nie mógł nie rzucić się w oczy lokalnej dziennikarce, Elenie Richardson (Reese Witherspoon). Po nieporozumieniu między Eleną a Mią, pierwsza postanawia wyciągnąć rękę do przyjezdnych i oferuje im wynajem domu na wyjątkowo atrakcyjnych warunkach. Elena sili się, by zdobyć sympatię Mii – proponuje jej pracę i pomaga zaklimatyzować się Pearl w nowym miejscu. Jednak Mia na chłodno, a momentami wręcz z góry traktuje swoją bogatą znajomą.

Tarcia między kobietami to jedna sprawa, a druga rzecz to kwestia tego, jak Pearl radzi sobie w nowej rzeczywistości. Dziewczyna od urodzenia podróżująca od miejsca do miejsca z matką chciałaby zaznać trochę spokoju i stabilizacji. Aczkolwiek Mia, artystka, to kobieta po przejściach i ciężko jej wytrzymać dłużej w jednym miejscu.

“Małe ogniska” (Hulu)

Dzieci Eleny również mają swoje problemy. Pogłębia to fakt, że matka nierówno traktuje córki. Najbardziej dostaje się najmłodszej, Izzy (Megan Stott), która Jest dzieckiem niechcianym i Elena co rusz traumatyzuje córkę, upewniając ją krok w krok, jakim jest rozczarowaniem. Nastolatka buntuje się i wyjątkowo cierpi przez odrzucającą, nierozumiejącą jej problemów matkę.

W międzyczasie poznajemy traumatyczną przeszłość Eleny i Mii. Dowiadujemy się, dlaczego kobiety w taki, a nie inny sposób żyją i wychowują dzieci. Z czasem atmosfera się zagęszcza i konflikty rodzinne oraz emocjonalne tarcia między bohaterami tworzą efekt kuli śnieżnej, która imploduje, a raczej pokrętną ścieżką prowadzi do tytułowych małych ognisk.

“Małe ogniska” (Hulu)

“Małe ogniska” podejmują kilka tematów, ale najważniejszym jest kwestia wpływu matek na dorastające córki.

Mia i Elena to dwa mocne przykłady, jak traumy matek zaburzają dzieci. I to jest cholernie prawdziwy obraz ubrany w ładne serialowe opakowanie. Mężczyźni też mają swoją rolę w tej opowieści, ale są raczej z boku. Poza tym ważne są również poruszane wielokrotnie kwestie rasowe i klasowe.

Serial bardzo trafnie pokazuje pewne schematy i nawet momentami je diagnozuje. To jedna z tych słodko-gorzkich historii, która na niecodziennym przykładzie odbija nas w lustrze. W końcu traumatyczne przeżycia z wczesnego dzieciństwa powodowane głównie przez naszych opiekunów, szczególnie matki, mocno wpływają na nasze style przywiązań i determinują późniejsze zaburzenia osobowości.

“Małe ogniska” (Hulu)

A puenta z tego wszystkiego płynie taka, że jeśli decydujecie się na macierzyństwo, bądźcie roztropne i pamiętajcie, że macie niesamowicie mocny wpływ na Wasze dzieci. I chociaż przypadki bohaterek, szczególnie Mii, są dosyć ekstremalne, to nie trzeba wiele, żeby skazać dziecko na wieloletnią terapię, kiedy już dorośnie, bo okaże się, iż pasuje do jednych ze wzorców DSM-5. Miłość, opiekuńczość i akceptacja są kluczowe.

Zapewne zastanawiacie się, dlaczego serial, który bardzo mi się podobał, wciągnął mnie i jest bardzo mądry, nie dostał wyższej oceny.

Realizacyjnie to dosyć porządna produkcja, ale nie ma w “Małych ogniskach” niczego szczególnie wpadającego w oko. Czasami wydawało mi się, jakbym oglądał serial sprzed kilkunastu lat. Lata 90. zostały odtworzone dosyć solidnie, a z drugiej strony ta podróż w czasie nie zrobiła na mnie większego wrażenia. W tej kwestii jest najwyżej nieźle.

“Małe ogniska” (Hulu)

Ponadto średnio przepadam za aktorstwem Witherspoon i Washington. Jedna jest chodzącym szaleństwem i jej gra nie jest zbyt zróżnicowana, a drugą wolałbym oglądać raczej w teatrze. Z kolei fajnie wypadły dzieciaki. Nie tylko Stott i Underwood przypadły mi do gustu. Ogólnie rzecz biorąc, aktorzy wcielający się w dzieci Eleny wypadli całkiem przekonywająco.

“Małe ogniska” to nie jest serial genialny, ale i tak ogląda się go świetnie.

Jeśli macie ochotę na coś mądrego i wzruszającego, to “Małe ogniska”, pomimo kilku wad, dostarczają sporo emocji i serial zostaje w głowie na dłużej. Ponadto wciąga i po kilku odcinkach nie będziecie mogli się od niego oderwać.

Oglądaj serial “Małe ogniska” w serwisie Amazon Prime Video >>

Wpis “Małe ogniska” (“Little Fires Everywhere”) – sezon 1 – recenzja serialu pojawił się na Popkulturysci.pl.



This post first appeared on Popkulturysci.pl - Wyciskamy Popkulture, please read the originial post: here

Share the post

“Małe ogniska” (“Little Fires Everywhere”) – sezon 1 – recenzja serialu

×

Subscribe to Popkulturysci.pl - Wyciskamy Popkulture

Get updates delivered right to your inbox!

Thank you for your subscription

×