Get Even More Visitors To Your Blog, Upgrade To A Business Listing >>

CZYM ZACHWYCIŁ NAS SINGAPUR? POWSPOMINAJCIE RAZEM Z NAMI PODRÓŻ DO BRAM AZJI…

Tags: siauml

Podróże z dziećmi po Polsce, Azji Środkowo-Wschodniej, Europie i Stanach Zjednoczonych. Dziecko w górach. Aktywne rodzicielstwo.

Rozświetlony tysiącami kolorowych świateł zachwycał nas nocą, kiedy jet lag i zdecydowanie za mały na zabawę hotelowy pokój zmusił nas do długich wędrówek po mieście.

W ciągu dnia kusił aromatami orientalnej kuchni pomieszanymi z wonią egzotycznych kwiatów i tajemniczą nutką zapachu kadzideł wydobywających się ze świątyń różnych religii. Singapur – państwo-miasto, azjatycki tygrys i jedna z najczęściej odwiedzanych metropolii na świecie. Czy słusznie? Czy polecamy wpisać go na listę „must see”? Naszym zdaniem – jak najbardziej! To miasto ma energię. Zobaczcie zresztą sami.

Zadzieraliśmy wysoko głowy. Bo tu tak trzeba. Tylko tak mogliśmy dostrzec to, co w Singapurze takie niesamowite.

Lśniące wieżowce singapurskiego city. Jeden z najczęściej fotografowanych budynków na świecie, cud architektury XXI wieku – hotel Marina Bay Sands – składający się z trzech wysokich wież połączonych wielkim tarasem w kształcie statku, z basenem i palmami na dachu.

Wodospad z lasem deszczowym pod potężną kopułą „Cloud Forest”. Supertrees – 50-metrowe drzewa XXI wieku – idealne połączenie natury i technologii.

Aż wreszcie orangutan, który siedząc na konarze drzewa tuż nad naszymi głowami, zrzucał z góry… owoce i gałęzie na przechodniów.

Mimo tych wysoko zadartych głów chłonęliśmy wszystkimi zmysłami to, co działo się wokół nas. Bo energia Singapuru nie leży wyłącznie w pięknej architekturze, tylko gdzieś indziej…

WSPOMNIENIA Z SINGAPURU WCIĄŻ ŻYWE

Mimo że od naszego pobytu w Singapurze minął już ponad rok, wspomnienia tego miasta są bardzo intensywne. To tu po raz pierwszy postawiliśmy stopy w Azji Środkowo-Wschodniej. To właśnie w Singapurze na policzkach poczuliśmy intensywną wilgoć i ostre równikowe słońce.

To była nasza brama do 100-dniowej podróży po kontynencie. Singapur jako mieszanka nieznanych nam dotąd kultur rozbudził nasz apetyt i – chociaż zdecydowanie odbiega od reszty regionu, a wiele osób zarzuca mu, że jest mało azjatycki – jest jego najlepszą i najpiękniejszą wizytówką…

Bez wątpienia to była prawdziwa bomba emocji, doświadczeń, których życzę każdemu, kto marzy o dalekich podróżach. Zapraszam Was dziś do kilku wspomnień z tego miasta.

Na koniec wpisu zamieściliśmy też nasz plan zwiedzania Singapuru w stylu slow. Jeśli spodoba Wam się Singapur widziany naszymi oczami i poczujecie się zachęceni do podróży, na pewno przyda się do zaplanowania jej, gdy minie już czas pandemii COVID-19.

POCZUJ ENERGIĘ SINGAPURU

Tysiące turystów z całego świata każdego wieczoru przysiadają na trawie w cieniu 50-metrowych Supertrees w ogrodach nad zatoką (Gardens By The Bay). W rozmaitych językach opowiadają o doświadczeniach i przeżyciach minionego dnia. Słyszę emocje. Ekscytację. Podziw. Zdziwienie. Mimo że niewiele rozumiem, to czuję, jakbym siedziała ramię w ramię z przyjaciółmi: podróżnikami, turystami, ludźmi ciekawymi świata, którzy przyjechali do Singapuru, by coś przeżyć i czegoś doświadczyć. Dostrzegam w ich oczach błysk, a w gestach rozpoznaję, że pobyt tutaj jest dla nich – tak samo zresztą jak dla mnie – silnym przeżyciem.

Kiedy zaczyna grać muzyka, a drzewa rozświetlają się dziesiątkami barw, wszyscy milkną. Z zachwytem patrzą na spektakl kolorów i dźwięków (Rhapsody light and sound show). Jedyny taki na świecie, bo na metalowych konstrukcjach pokrytych tysiącami storczyków i egzotycznych roślin z zachwycającym Singapurem w tle.

***

Przeciskam się przez zatłoczone Chinatown szukając wolnego stolika. Kilkanaście kilometrów po mieście pieszo, z dzieckiem w nosidle, w klimacie równikowym, daje o sobie znać. Marzę, by się czegoś napić i zjeść. Nie mam już sił. Przez głowę przechodzi mi myśl, że mogliśmy już sobie odpuścić wieczorną kolację w chińskiej dzielnicy.

Nagle za rogiem dostrzegam… tańczących Chińczyków, emerytów. Spośród kakofonii dźwięków wyłania się do tej pory niesłyszana przeze mnie skoczna muzyka. Podchodzę bliżej. Patrzę na ich zabawne pląsy i najpierw uśmiecham się w duchu, a zaraz potem śmieję się całą sobą. Skoro ci emeryci mają tyle siły, to ja też mam! Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dostaję pozytywnego kopa energii i mam ochotę tańczyć razem z nimi.

***

Siadam na ławce pod drzewem tuż obok wodnego placu zabaw w Gardens By The Bay. Za chwilę spełni się marzenie naszej trzylatki: plac zabaw! Po całodniowym zwiedzaniu to jest najpiękniejsza nagroda. Słyszę delikatny szum wody z tryskających fontann, do których powoli podchodzi Sara. Najpierw moczy jedną nóżkę, drugą… Jest nieco onieśmielona. Jednak kiedy kątem oka dostrzega, jak do tryskających fontann wbiegają inne dzieci, nie namyśla się długo. Biegnie i chwilę potem jest cała mokra. Słyszę jej śmiech. Radość. Pisk. To samo dzieje się z każdym nowo przychodzącym dzieckiem.

Wkrótce wszystkie zaczynają bawić się razem w berka, a ja się zastanawiam, czy nie porzucić mojej przyjemnej ławki w cieniu na rzecz tej wodnej przyjemności.

RAMIĘ W RAMIĘ Z LOKALSAMI, ALE CZY NA PEWNO?

Kolejny dzień w Singapurze i znów czuję się jak w innym mieście. Tym razem docieramy do dzielnicy finansowej. Słyszę zgiełk ruchliwych ulic miasta i mieszankę różnych języków: angielski, mandaryński, malajski, tamilski… To Singapurskie City – tysiące pracowników banków i międzynarodowych firm wychodzą właśnie na lunch do pobliskiego, jak nazywane są w Singapurze są zadaszone kompleksy barów i restauracji. Tłumy na ulicach. Tłumy w kolejkach do stoisk. A równocześnie spokój i porządek – taki właśnie jest Singapur. Różnorodny i szybki, ale równocześnie czysty i bardzo poukładany.

Idziemy dalej dzielnicą finansową. Wyciągam telefon, żeby nagrać stories. W przedniej kamerce patrzę na siebie: luźna dzianinowa spódnica, lekki podkoszulek i twarz zlana potem – bynajmniej nie wyglądam jak Singapurki, czy nawet tutejsi ekspaci. Oni już przywykli do tej temperatury, ale przede wszystkim są tu w pracy, a nie na wakacjach. Mój strój zdecydowanie nie pasuje do tej dzielnicy :)

JAK PACHNIE SINGAPUR?

Singapur pachnie. Tysiącami różnorodnych aromatów. Kiedy rankiem wychodzimy z hotelu położonego w Chinatown, czujemy zniewalającą woń potraw i ostrych przypraw. Głód prowadzi nas za zapachem, ale przystajemy na chwilę, bo w wąskiej alejce wyczuwamy pachnące kadzidła. Zaciekawieni nowym doznaniem skręcamy i chwilę potem znajdujemy się w buddyjskiej świątyni.

Jak się później okazuje jednej z ważniejszych buddyjskich świątynni w Singapurze. Zgodnie z nazwą – Buddha Tooth Relic Temple – to właśnie w niej ma się znajdować ząb Buddy. Wchodzimy do środka. Woń tajemniczych kadzideł miesza się z zapachem suchego drewna i egzotyczną nutką kwiatów. Świątynia ma kilka poziomów. Mieści się tu także muzeum, herbaciarnia i teatr. Sara jest zachwycona tysiącem złotych podobizn Buddy. Biega od jednej do drugiej figury i sprawdza, czy oby na pewno wyglądają tak samo. Ja czuję się nieco onieśmielona, ale i zachwycona tym miejscem. Udziela mi się klimat medytujących mnichów i gdyby nie biegająca trzylatka, z pewnością sama przysiadłabym tuż obok.

SMAKI, KTÓRE ZAPAMIĘTAMY NA DŁUGO

Jedną z najczęstszych obaw, jakie słyszeliśmy od ludzi, którzy dowiadywali się o naszych planach wyjazdu do Azji, było pytanie: a co będą tam jadły Wasze dzieci? „Wszystko!” – odpowiadałam wtedy ze śmiechem, by kilka miesięcy później przekonać się, że faktycznie tak było. Czasem mam wrażenie, że w Azji jadły więcej niż zazwyczaj i chętniej próbowały też nowych smaków.

Dziewczynki z zachwytem smakowały specjalności lokalnych kuchni. Do dziś pamiętam naszą pierwszą kolację w chińskiej restauracji po 19-godzinnej podróży. Kiedy 8-miesięczna Iga zobaczyła parujący chiński makaron na talerzu, od razu chciała przystąpić do jedzenia. Rękoma. Nie zdążyliśmy jej powstrzymać… Całe szczęście skończyło się na krzyku, bez poparzenia. Za to do końca kolacji dosłownie co minutę przychodził do nas ktoś z obsługi i podpytywał, czy z Igą wszystko w porządku. Iga natomiast spokojnie pałaszowała makaron.

***

Zwiedzając miasto trafiamy do Little India. Zachwycamy się architekturą hinduskiej świątyni Sri Veeramakaliamman. Mija dobrych kilka minut, a my wciąż oglądamy hinduskie bóstwa. Obok nas przechodzą kobiety w sari, a my czujemy, jakbyśmy nagle znaleźli się w Indiach.

fotka Little india

Patrzymy na nawigację w i już kilka chwil potem docieramy do polecanego nam lokalu z ponoć najlepszą hinduską kuchnią w mieście. Zamawiamy nasze ulubione potrawy znane z restauracji we Wrocławiu. Cóż. Ostre przyprawy przepalają nasze kubki smakowe, a wszystko smakuje zupełnie inaczej niż u naszego wrocławskiego Hindusa. Dobrze, że jest mango lassi, które ratuje nas przed kulinarną tragedią. Kelnerzy i kucharze mają jednak niezły ubaw z naszego powodu :)

***

Gdy stoimy na Hawker Street w Chinatown od możliwości wyboru boli nas głowa. Dziesiątki kolorowych restauracji i straganów. Wszystkie pełne egzotycznych zapachów i enigmatycznych nazw potraw. Smaki Singapuru, Chin, Tajlandii czy Indii – wszystko na wyciągnięcie ręki, a jedyne, co Ty masz zrobić, to się zdecydować (lub wskazać palcem jeśli ty nie rozumiesz chińskiego, a Twój rozmówca nie mówi po angielsku) i zjeść.

BAW SIĘ W SINGAPURZE

Singapur nazywany jest bramą do Azji (Gateway to Asia). W rzeczywistości jest wyspą, a właściwie archipelagiem złożonym z 59 wysp. Na jednej z nich, położonej najbardziej na południe od głównej wyspy, wyspie Sentosa znajduje się tropikalny raj zabawy – The State of Fun.

Dotykam gołą stopą rozgrzanego piasku. Chwilę wcześniej byłam w ruchliwej metropolii oraz rozrywkowej części miasta. Był zgiełk, masa atrakcji jak choćby KidZania, S.E.A. Aquarium, Universal Studios, czy Adventure Cove Waterpark. My, po wizycie w S.E.A. Aquarium, wybieramy relaks w naturze. Kładziemy się na plaży pod palmą i wpatrujemy w turkus wody. Jest cicho i spokojnie. Idealnie!

***

Idziemy do ZOO! Jednego z trzech najlepszych ogrodów zoologicznych na świecie. Kiedy spacerując alejkami między przestronnymi wybiegami dla zwierząt, rozprawiamy o tym, czy faktycznie to miejsce zasługuje na aż takie wyróżnienie, tuż obok naszych głów spada…. banan… A zaraz potem… gałąź. Spoglądamy w górę, a tam na konarze drzewa siedzi wielki orangutan, który może przechodzić nad głowami turystów z jednego wybiegu do drugiego. Odchodzimy na bezpieczną odległość i stoimy tam dobrych kilka minut. Już z oddali patrzymy, jak owoce przemieszane z gałęziami zmierzają w stronę rozbawionych turystów. Zirytowana, ale czujna obsługa różnymi sposobami próbuje nakłonić małpę do skończenia tej zabawy.

ZACHWYĆ SIĘ MIASTEM

Patrzę na absolutnie zachwycający pokaz świateł na jedynych na świecie 50-metrowych Superdrzewach w Ogrodach nad Zatoką. W oddali majaczą singapurskie wieżowce. Nie mogę uwierzyć, że tu jestem. Na drugim końcu świata, z dwójką malutkich dzieci.

Sara po całym dniu szaleństwa w Gardens by The Bay i na wodnym placu zabaw jest odrobinę zmęczona, ale jak zaczarowana patrzy na migocące światła. Dostrzega rozpostarte między drzewami mosty i pyta, czy pójdziemy tam jeszcze dziś. Mieliśmy iść jutro w ciągu dnia.

Wybieramy się jednak teraz. Singapur nocą podziwiany z tarasów widokowych na Superdrzewach dostarcza nam nowych wrażeń i jest idealnym zakończeniem tego dnia.

Tak też prawdopodobnie będzie się przedstawiał, gdy sytuacja z epidemią COVID-19 zostanie opanowana i znów bezpiecznie będziemy mogli wyruszyć, by zdobywać świat. Wy także. Kto wie? Może spotkamy się wszyscy w Singapurze?

Druga część tego tekstu to nasz plan zwiedzania Singapuru w 2019 roku. Może przyda się Wam podczas planowania wycieczek w przyszłości. Na końcu zostawiliśmy też listę mniej popularnych atrakcji, których niestety nie udało nam się zobaczyć. Przełożyliśmy je na naszą następną wizytę w Singapurze.


ZAPLANUJ ZWIEDZANIE SINGAPURU NA CZAS PO PANDEMII

PLAN ZWIEDZANIA SINGAPURU W 7 DNI?

Oczywiście, można te wszystkie miejsca zobaczyć w krótszym czasie. Podróżowaliśmy z dwójką malutkich dzieciaków i mieliśmy potężny jet lag po przylocie. Można zatem powiedzieć, że nasz plan to zwiedzanie Singapuru w stylu slow.

Nie znaczy jednak, że 7 dni w zupełności wystarczy. Żeby skorzystać ze wszystkich możliwości jakie oferuje miasto i odpocząć 7 dni to zdecydowanie za mało.

Zobacz też! Dlaczego warto rozpocząć przygodę z Azją Środkowo-Wschodnią właśnie w Singapurze

Tekst powstał przy współpracy z Visit Singapur. Na ich stronie znajdziecie masę inspiracji i ciekawostek o mieście.


DZIEŃ 0, MARINA BAY

Na lotnisku Changi w Singapurze wylądowaliśmy o 17.30. Szybko przeszliśmy wszelkie formalności na lotnisku i metrem dotarliśmy na Bugis. To właśnie w tej dzielnicy zdecydowaliśmy się na pierwszy nocleg. Po zostawieniu rzeczy w pokoju i odświeżeniu się postanowiliśmy pójść coś zjeść do pobliskiej restauracji i rozejrzeć się po okolicy. Tak dobrze spacerowało się nam po wieczornym mieście, że dotarliśmy do Marina Bay.

Podziwialiśmy rozświetloną metropolię. Pięknie prezentował się posąg Merlion – lew z ogonem ryby – będący symbolem Singapuru. Po drugiej stronie zatoki dumnie prezentowały się inne obiekty charakterystyczne dla Singapuru i jedne z najczęściej fotografowanych budowli świata – hotel Marina By Sands oraz przepiękny budynek ArtScience Museum. Dopełnieniem był most Helix, w kształcie modelu DNA. Patrząc w innym kierunku, podziwialiśmy singapurskie city – wysokie drapacze dzielnicy finansowej.

My jednak tego dnia skierowaliśmy się z powrotem do hotelu. Wracaliśmy inną drogą, kierując się do Singapore River, by z przeciwległego brzegu spojrzeć na dzielnicę kolonialną. Po drodze minęliśmy Victoria Theatre and Concert Hall oraz budynek ratusza.

Dzień 1, SINGAPORE FLYER I GARDENS BY THE BAY

Po drodze z hotelu do pierwszej atrakcji, przez zupełny przypadek, trafiamy do jednej z najlepszych restauracji na świecie, nagrodzonej gwiazdką Micheline – Din Tai Fung. Zjadamy obłędne Dim Sumy i pędzimy dalej. (Nie jest to w sumie trudne, bo Singapur słynie z doskonałej kuchni)

Miasto zaczynamy zwiedzać od Sinagpore Flyer. To drugi największy diabelski młyn na świecie. Podczas 30 minutowej przejażdżki kołem wizualizujemy sobie plan zwiedzania miasta na kolejne dni. Miasto z lotu ptaka wygląda obłędnie. Z wielką ciekawością i apetytem na więcej idziemy dalej.

Nasz kolejny punkt programu to Gardens by the Bay. Po drodze idziemy Helix Bridge. Mijamy Museum Art. Science. Wchodzimy do Marina by Sands. Spektakularnego centrum handlowego i hotelu z ogromnym tarasem i basenem na szczycie trzech strzelistych wież. My jednak kierujemy się do ogrodów Gardens by the Bay.

Zachwycamy się Supertrees i odwiedzamy zewnętrzne ogrody w kompleksie ogrodów nad zatoką: Heritage Gardens i Worlds of Plants. Zostajemy do wieczora i bierzemy idział w pokazie multimedialnym „Garden Rhapsody light and sound show”. Po pierwszym pokazie wchodzimy na kładkę rozpostartym między drzewami i stąd podziwiamy drugi pokaz.

Wieczorem oglądamy obłędny pokaz … Idziemy kładkami i podziwiamy miasto.

DZIEŃ 2, FLOWER DOME I CLOUD FOREST

W kolejny dzień wracamy do Gardens by Bay. Tym razem w planach absolutnie zachwycająca kopuła Cloud Forest, w której rośnie las deszczowy z tysiącem roślin. Jest nawet wodospad. Chodzimy jak zaczarowani i wcale nie chce wychodzić się z przyjemnej temepratury lasu deszczowego do gorącego miasta.

Kiedy wychodzimy odwiedzamy Flower Dome. Tu odwiedzamy ogrody z całego świata. W kilka godzin podziwiamy goślinność z pięciu kontynentów w dziewięciu różnych ogrodach.

Poźniej idziemy na plac wodny plac zabaw w Ogrodach nad Zatoką. Nasza córka jest zachwycona, a my odpoczywamy po całodniowym zwiedzaniu. Kiedy się ściemnia zaglądamy jeszcze raz do Flower Dome, żeby zobaczyć piękne dekoracje i oświetlenie z okazji Chińskiego Nowego Roku. Wychodząc slyszymy, że wlaśnie rozpoczyna się pokaz „Garden Rhapsody light and sound show” na Supertrees. Nie pozostaje nam nic innego jak skierować swoje kroki właśnie tam.

DZIEŃ 3, LITTLE INDIA, ORCHARD ROAD I BASEN Z WIDOKIEM NA MIASTO

Rano wyruszamy do Little India. Po zaliczeniu placu zabaw i obiadu w hinduskiej restauracji jedziemy do hotelu po bagaże, bo tego dnia zmieniamy hotel.

Przenosimy się z dzielnicy Bugis na Orchard Road, to najbardziej znana dzielnica handlowa Singapuru. Mieszczą się na niej eksluzywne butiki. Spacerujemy podziwiając przepiękne wystawy sklepowe, a także ogromne drzewa angsana.

Resztę dnia decydujemy się spędzić w hotelowym basenie z widokiem na miasto.

DZIEŃ 4, SINGAPORE BOTANIC GARDENS

Przedpołudnie spędzamy na basenie. Zachwycamy się widokiem na miasto i ładujemy baterie przed kolejnymi dniami w Singapurze, które mamy dość aktywne.

Popołudniu jedziemy do Ogrodów Botanicznych w Singapurze. Jest to prawdziwa dżungla w środku miasta, ale też pierwsze miejsce w Singapurze umieszczone na światowej liście dziedzictwa UNESCO. Oprócz zachowanego fragmentu pierwotnego lasu deszczowego, przez który prowadzi 2 km pętla, znajdziecie tu też ogród orchidei, ogród etnobotaniczny, ogród imbirowy, ogród dla dzieci, boisko i…. pomnik Fryderyka Chopina.

DZIEŃ 5, SINGAPORE ZOO

Dzień rozpoczynamy od wycieczki do ZOO. Największe wrażenie zrobił na nas pawilon lasu deszczowego.

Po wizycie w ZOO swoje kroki kierujemy do River Safari, które pokazuje cały przekrój rzek na świecie, a także dwie pandy. Można wybrać się też na wycieczkowy rejs, ale nasze dzieciaki są już potwornie zmęczone, a nas czeka przeprowadzka, bo przenosimy się do Chinatown.

Kiedy jesteśmy już na miejscu idziemy na kolację do chińskiego foodcourtu.

DZIEŃ 6, CHINA TOWN I SENTOSA

Po szybkim śniadaniu w Chinatown kierujemy się na Sentosę – The fun state of Singapoore. Jedziemy kolejką, a przez rzekę/morzę przechodzimy pieszo. Decydujemy się na odwiedzenie S.E.A. Aquaparium, pirackiego placu zabaw, plaży i wyspy

Początkowo planujemy też odwiedzić Kidzanię, ale okazuje się, że Sara jest jednak za mała by skorzystać z tej atrakcji, Odpuszczamy sobie też Universal Studios i inne atrakcje wyspy.

DZIEŃ 7, CHINA TOWN I GARDENS BY THE BAY

Idziemy na śniadanie do Chinatown ale po drodze trafiamy do buddujskiej świątyni Buddha Tooth Relic Temple. Podziwiamy przystrojoną dzielnicę i nieśpiesznym krokiem przez singaporskie city idziemy nad zatokę. To nasz ostatni dzień w Singapurze. Chcemy jeszcze raz zobaczyć Superdrzewa – to właśnie one zrobiły na nas największe wrażenie.

Wieczorem jedziemy już na lotnisko skąd w nocy mamy samolot do Kuala Lumpur. Dziś kończy się nasza przygoda w Singapurze.

Do dziś mamy nadzieję, że jeszcze tam wrócimy.

Artykuł CZYM ZACHWYCIŁ NAS SINGAPUR? POWSPOMINAJCIE RAZEM Z NAMI PODRÓŻ DO BRAM AZJI… pochodzi z serwisu ZBIERAJSIE.PL blog o podróżach z dziećmi.



This post first appeared on Travel With Kids, please read the originial post: here

Share the post

CZYM ZACHWYCIŁ NAS SINGAPUR? POWSPOMINAJCIE RAZEM Z NAMI PODRÓŻ DO BRAM AZJI…

×

Subscribe to Travel With Kids

Get updates delivered right to your inbox!

Thank you for your subscription

×