Get Even More Visitors To Your Blog, Upgrade To A Business Listing >>

Tokyo Melody - Coda - Ryuichi Sakamoto na przełomie dekad (recenzja)




Ostatnie pół roku było szczególnie trudne dla fanów muzyki filmowej. W grudniu pożegnaliśmy Angelo Badalamentiego, nieodłącznie związanego z filmami Davida Lyncha. Zaledwie trzy tygodnie później zmarł Edward Artemiew, współpracownik innego z moich ulubionych twórców filmowych Andrieja Tarkowskiego. Tydzień temu oficjalnie ogłoszono, że po długiej walce z rakiem 28 marca zmarł japoński artysta Ryuichi Sakamoto, laureat Oskara za soundtrack do filmu Bertolucciego Ostatni cesarz.


Ograniczanie Sakamoto do kategorii muzyki filmowej byłoby jednak niezręcznością. Jestem może większym znawcą twórczości Badalamentiego i Artemiewa, ale wpływ kompozycji Sakamoto na twórczość jego następców i jego udział w powstaniu pionerskiego elektroniczno-nowofalowego trio Yellow Magic Orchestra przekracza znaczenie twórczości innych twórców. Należy też w tym miejscu przyznać ze smutkiem, że jest to już drugi członek zespołu, który zmarł w ciągu kilku miesięcy  - na początku roku odszedł Yukihiro Takahashi.


W grudniu obejrzałem wbrew-tytułowi-nie-świąteczny dramat wojenny Merry Christmas Mr. Lawrence (w którym Sakamoto występuje także jako aktor), a także słuchałem tribute albumu z remiksami autorstwa takich artystów jak Electric Youth, Blood Orange i Thundercat. W styczniu kompozytor wydał bardzo dobry album zatytułowany 12, zawierający większość jego ostatnich kompozycji, który również przypadł mi do gustu. Wiadomo, że artysta ukończył także soundtrack do nowego filmu Kore-edy, Monster. Przyznaję jednak, że zagłębiłem się szerzej w dyskografię Japończyka teraz, kiedy inni zaczęli udostępniać linki w mediach społecznościowych. Uwagę moją zwrócił film dokumentalny sprzed kilku dekad zatytułowany Tokyo Melody, który można znaleźć na YouTube. Obejrzałem go wspólnie z bardziej znanym dokumentem Coda z 2017 r, i dostarczyło to bardzo ciekawego materiału porównawczego.


Tokyo Melody powstało w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy artysta rozpoczął już nagrywanie albumów solowych, a także współpracę z takimi artystami jak David Sylvian, Adrian Belew i Thomas Dolby, dla większości był jednak wciąż kojarzony ze swoją pracą w YMO, a także Merry Christmas Mr. Lawrence. Sakamoto gra kilka własnych utworów w dokumencie i główny temat z filmu dominuje jako motyw przewodni. Trzydziestokilkuletni muzyk jest zrelaksowany i wyciszony - chyba, że przebywa w studiu nagraniowym, szczególnie pracując nad muzyką Yellow Magic Orchestra. Fotografka Elizabeth Lennard filmuje go także na ulicach Tokio - oprócz samego Sakamoto film zawiera także dużo ujęć stolicy Japonii w latach osiemdziesiątych, co powinno być dodatkową atrakcją dla fanów tej kultury. Jest to bardzo interesujący film, ale przeznaczony przede wszystkim dla fanów Sakamoto i służący jako materiał uzupełniający dla obrazu wydanego kilka dekad później (który zresztą wykorzystuje kilka klipów z niego). Można obejrzeć go pod tym linkiem.

Przyznaję, że początek Cody (film, którego tytuł niefortunnie kojarzy się z przeciętnym amerykańskim filmem familijnym nagrodzonym Oskarem kilka lat później) zrobił na mnie mieszane wrażenie, ponieważ Stephen Nomura Schible nie zaczyna od pokazania Sakamoto jako artysty, a jako aktywisty, pokazując go podczas protestu antynuklearnego związanego z katastrofą w Fukushimie. Ciężko mi się dziwić nuklearnej niechęci Japończyków, szczególnie Sakamoto narodzonego zaledwie dekade po zrzuceniu bomb na Hiroszimę i Nagasaki, nie tego jednak spodziewałem się po filmie. W dodatku ujęcia te poprzedzają kolejny występ ścieżki dźwiękowej Merry Christmas Mr. Lawrence, który wydał mi się rozczarowujący w porównaniu z tymi, które widziałem wcześniej.

Sakamoto sam wyjaśnił jednak, dlaczego jego występy wyglądają teraz inaczej niż kiedyś, w prasowym wywiadzie niezawartym w filmie. ""Dlaczego chcę grać dużo wolniej niż wcześniej?. Ponieważ chciałem usłyszeć rezonans. Chcę mieć mniej nut, a więcej przestrzeni. Przestrzeni, a nie ciszy. Przestrzeń jest rezonansem, jest ciągle dzwoniąca. Chcę cieszyć się tym rezonansem, słyszeć jak rośnie, wtedy może przyjść następny dźwięk i następna nuta czy harmonia. To jest właśnie to, czego chcę." - objaśnia. Jednym z kluczowych powodów tej zmiany jest jego choroba, o której Sakamoto mówi bardzo otwarcie - i wtedy właśnie film nabiera charakteru, którego nie traci do samego końca. 

"Nigdy nie spodziewałem się, że to się stanie. Myśl o raku nigdy nawet nie przeszła mi przez głowę. Więc kiedy zostałam zdiagnozowany, miałem standardową reakcję. Nie mogłem się z tym pogodzić. (...) Pracowałem nad nowym albumem. Wszystko musiało zostać wstrzymane, abym mógł skupić się na leczeniu (...)Porzuciłem więc wszystkie pomysły, które miałem w tamtym czasie i postanowiłem zacząć wszystko od nowa.". Zdezorientowany artysta musiał ewoluować nie tylko swoją osobowość, ale także podjąć decyzję, jak jego wewnętrzna trauma będzie mieć wpływ na tworzoną przez niego muzykę, jak teraz powinien brzmieć. W poszukiwaniu inspiracji Sakamoto udał się do.. wspomnianych przeze mnie na początku Tarkowskiego i Artemiewa. "Lubię, jak Tarkowski przetwarza kanony organowe Bacha. Ale nie mogę po prostu kopiować tego sposobu interpretacji". 

Kompozytor komplementuje sposób, w jaki rosyjski filmowiec wykorzystuje odgłosy przyrody i dźwięki, nagrane w terenie ("Miał głęboką miłość i respekt dla dźwięku rzeczy. Jego filmy zawierają istotnie misterne pejzaże dźwiękowe".) i staje się to jednym z głównych tematów Cody. Sakamoto podróżuje, i widzimy nowe i archiwalne nagrania (chociażby ze Strefy Zero po ataku na World Trade Center, Japończyk był wtedy w Nowym Jorku, gdzie obecnie mieszka na stałe). Jest w arktycznych wodach i na dusznej pustyni. Zdjęcia Neo Sory i Toma Richmonda są bardziej wyróżniające się niż w większości dokumentów muzycznych, na pochwałę zasługuje także sound design. Gdy wraca do studia, obserwujemy, jak nagrywa złożoną ambientową kompozycję - zawsze chciałem zobaczyć to na ekranie.

Coda jest z pewnością jednym z najlepszych dokumentów muzycznych, jakie widziałem kiedykolwiek i jeszcze bardziej zwiększyła we mnie zainteresowanie i szacunek w stosunku do zmarłego kompozytora. Powinienem zakończyć ten post muzyką Sakamoto, ale ponieważ moja playlista nie jest jeszcze gotowa, zamieszczam -  na razie - zwiastun Cody.

Tokyo Melody 8/10

Coda 10/10







This post first appeared on Mavoy Music, please read the originial post: here

Share the post

Tokyo Melody - Coda - Ryuichi Sakamoto na przełomie dekad (recenzja)

×

Subscribe to Mavoy Music

Get updates delivered right to your inbox!

Thank you for your subscription

×