Get Even More Visitors To Your Blog, Upgrade To A Business Listing >>

Trzy tygodnie w Etiopii – idealny plan podróży

Tags: siauml jest oraz

Etiopia to duży i bardzo zróżnicowany kraj, dlatego warto przyjechać tu na dłużej. Moja pierwsza podróż trwała trzy tygodnie, a dokładnie 20 dni. W tym czasie udało mi się zobaczyć górzystą i wulkaniczną północ, odwiedzić plemiona, żyjące na południu Oraz na krótką chwilkę zajrzeć jeszcze do Hareru, miasta, położonego na wschodzie kraju. Program był naprawdę bardzo bogaty, a mimo to wcale nie napięty do granic możliwości. To wszystko dzięki dobrej logistyce, zaplanowanej jeszcze przed wyjazdem. Przemieszanie się po Etiopii drogami naziemnymi może znacznie opóźnić podróż oraz zniweczyć nasze plany. Drogi w większości są kiepskiej jakości, a autobusy czy busy często się psują, co może oznaczać postój nawet kilkugodzinny. Przejazd z jednej turystycznej miejscowości do kolejnej średnio zajmuje jeden dzień, więc przy takiej formie transportu liczba dni poświęcona na przemieszczenie się znacznie rośnie. W moim przypadku byłoby to aż 7 dni, spędzonych w autobusie, co zdecydowanie nie miało sensu. Dlatego postawiłam na loty lokalne. Oczywiście to automatycznie podraża koszt wyjazdu, jednak przynosi zysk w postaci czasu, który można spożytkować na zwiedzanie i poznawanie tego fascynującego kraju. Łącznie w czasie trzech tygodni miałam 7 lotów lokalnych, co znacznie ograniczyło czas przejazdów. Odcinki, jakie pokonałam na skrzydłach, to Addis – Lalibela (bezpośrednio), Lalibela – Gonder (bezpośrednio), Mekele – Arba Minch (dwa loty), Jinka – Dire Dawa (dwa loty) oraz Dire Dawa – Addis (bezpośrednio). I tu ważna informacja. Jeśli do Etiopii przylecicie narodowym przewoźnikiem Ethiopian Airlines, wówczas otrzymujecie aż 60% zniżki na loty lokalne, co robi znaczną różnicę, więc zdecydowanie warto skorzystać. Przy zakupie lotu lokalnego na stronie zaznaczacie odpowiednią opcję i system automatycznie naliczy Wam zniżkę. Latanie nad Etiopią to jednocześnie podziwianie pięknych widoków, jednak dość często buja, bowiem tereny górzyste wiążą się z silniejszymi wiatrami. Jak zatem wyglądał cały plan? Z jakich środków transportu jeszcze skorzystałyśmy i co udało się zobaczyć? O tym już poniżej. Przylot do Addis Abeba o 7:05, czekanie w kolejce po wizę (polecam złożyć wniosek online, inne okienko do odbioru, brak kolejki), lot lokalny do Lalibeli o 11:40. Jeśli uda się szybko zdobyć wizę, Jest spora szansa na złapanie lotu o 8:20. Uwaga! Loty lokalne odbywają się z innego terminala, który znajduje się obok międzynarodowego. Trzeba wyjść z hali przylotów i udać się w lewą stronę, mijając budynek nowego terminala międzynarodowego, który jeszcze jest w budowie. W hali odlotów w poczekalni znajduje się jeden bar, toalety i kilka sklepów z pamiątkami. Udając się do bramek przechodzi się jeszcze jedną kontrolę bezpieczeństwa. Przylot do Lalibeli o 12:40. Transfer do hotelu Mini Lalibela Guest House busem za 100 birrów. Bus rozwodzi po hotelach. Zameldowanie i odświeżenie się po długiej podróży, po czym zwiedzanie pierwszej grupy kościołów (północno-zachodniej). Przewodnika udaje się nam nagrać jeszcze w hostelu, ale potem okazuje się, że przepłacamy. O przewodnika najlepiej poprosić dopiero przy wejściu w kasie. Godziny otwarcia: 8:00 – 12:00 oraz 14:00 – 17:30. Wstęp – 50 USD dorośli, 25 USD dzieci. Opłata za przewodnika: 500 birrów za grupę od 1-5 osób, 800 birrów za 6-10 osób, 1000 birrów za większe grupy. Bilet jest ważny przez 5 dni. Kolacja w słynnej restauracji Ben Abeba z pięknym widokiem 360 stopni (polecana przez LP). To bardzo dziwna konstrukcja, przypominająca… hm, nie do końca wiem, co. Prowadzona jest przez etiopsko-szkocką ekipę. Jedzenie nie powala, ale na posiłek z taką panoramą warto tu zajrzeć. Pobudka wcześnie rano. O 6:30 jesteśmy umówione z przewodnikiem przed głównym wejściem do kompleksu kościołów. Zwiedzanie południowo-wschodniej grupy kościołów, które kończymy przed 10:00. Zwiedzanie Lalibeli na własną rękę. Przerwa na kawę etiopską, parzoną na ulicy. Po południu kilkugodzinny trekking  z przewodnikiem. Naszym celem był wykuty w skale klasztor Asheton Maryam, do którego jednak nie dotarłyśmy. Trasa średnio wymagająca, choć momentami dość ostro pod górę. Wysokość jednak daje się we znaki, zadyszka jest. Po trekkingu obiad w Restauracji Unique (polecana przez LP i przez naszych rodaków;)) Przemiła obsługa, klimatyczny wystrój, trochę długo czeka się na jedzenie, które jest przyzwoite. Bardzo tanio. Po obiedzie dalsze zwiedzanie Lalibeli na własną rękę: restauracja Old Abyssinia Restaurant z pięknym widokiem (oferuje lekcje gotowania), Lalibela Cultural Center oraz ponownie najsłynniejszy lalibelski kościół Bet Gyorgis (świętego Jerzego) o zachodzie słońca. Wieczorem lekcja gotowania z naszą panią gospodynią z Mini Lalibela Guest House za darmo. Późne śniadanie oraz przejazd na lotnisko. Przelot do Gonder o 13:20, lądowanie o 13:50. Przejazd taksówką do hotelu. Taksówka znaleziona przed halą przylotów (to ona znalazła nas), małe negocjacje, przejazd za dobrą cenę. Zameldowanie w hotelu Lodge du Chateau, położonym 300 metrów od zamku. Obiad w restauracji The Four Sisters, polecanej przez LP. Przepiękny wystrój, obsługa wolna, jedzenie smaczne. Spacer po Gonder na własną rękę. Po zmroku lepiej nie wychodzić z hotelu, w Gonder zdarzają się napady na tle rabunkowym i nie tylko. Zwiedzanie Gonder na własną rękę: zamek Fasil Ghebbi, łaźnie Fasilidesa, kościół Debre Birhan Selassie, wioska Fellasza oraz kościoły w Gonder. Fasil Ghebbi to najbardziej znana atrakcja w Gondar. Ten zamek na przestrzeni ponad dwóch wieków pełnił funkcję rezydencji cesarzy Etiopii. Obszerny pałacowo-świątynny kompleks, opasany niemal kilometrowym kamiennym murem, wznoszony był przez kilku władców Etiopii w XVII-XVIII wieku. Ze względu na swój wygląd zyskał przydomek „Afrykańskiego Camelotu”. W 1979 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kompleks jest ogromny, nie jest też mały. Na szybkie zwiedzanie trzeba przeznaczyć ok. godziny, ,na wolne półtorej, na bardzo wolne do dwóch. Kolejny punkt to Łaźnie Fasilidesa, znajdujące się około 2 kilometry od centrum. Drogę tę pokonujemy na piechotę. Łaźnie to dwupiętrowy budynek stojący w centrum wpuszczonego w ziemię basenu, był on prawdopodobnie drugą rezydencją cesarską. Całość otacza kamienny mur. Do łaźni wchodzimy na te same bilety, które zakupiłyśmy na zamku (bilet kombo). Ów basen ciągle wykorzystywany jest podczas świąt i  wyjątkowych uroczystości. Jest on wypełniany wodą, do której wchodzą świętujący. Z łaźni bierzemy bajaja do słynnego kościoła Debre Birhan Selassie (kościół św. Trójcy i Góry Światła), którego wewnętrzne ściany pokryte są niezwykłymi obrazami malowanymi na płótnie, freskami, a sufit przyozdobiony tysiącem głów małych aniołków. Z Debre Birhan Selassie przejazd bajajem do wioski Fellasza, oddalonej od Gonder o 6 km. Jadąc autobusem z Debark wiele osób nie dostrzega tego, że na niektórych chatach widnieją gwiazdy Dawida oraz inna symbolika żydowska. Owa wioska to ostatnia pozostałość po zamieszkujących te tereny etiopskich żydach – Fellaszach. Uwaga, bez lokalnego przewodnika jest ciężko. Natrętne dzieciaki nie dają żyć, bywają agresywne. Dwie białe dziewczyny ledwo dały sobie radę, facetom będzie łatwiej. Udaje się zobaczyć dawną synagogę, która de facto ukryta jest za wielkim ogrodzeniem i pilnie strzeżona przez miejscowego, oraz stary cmentarz, jednak z daleka oraz kilka domów, które de facto są sklepami z pamiątkami. Trafiamy także na pokaz wyrabiania indżery w tradycyjny sposób. Powrót do Gonderu bajajem, kursują także minibusy, które kosztują grosze. Po południu spacer po Gonder, którego głównym punktem są niesamowicie kolorowe kościoły. Odbiór z hotelu ok. 9:00 przez firmę ETT (Ethio Travel and Tour), przejazd do Debark. Zrzucenie głównego bagażu do schowka, załatwienie formalności, związanych z wjazdem do Parku Narodowego Simien Mountains. O 12:20 pierwszy przystanek na drodze, obserwacja dżelad. Ten endemiczny gatunek małp występuje tylko na Wyżynie Abisyńskiej, największa populacja w górach Simien. Owe małpy bardziej przypominają owce, bowiem nie chodzą po drzewach, a żywią się korzeniami traw. Nie są w ogóle agresywne. Żyją na wysokości 1800-4400 m n.p.m. Po 13:00 przerwa na lunch w pięknych okolicznościach przyrody. 13:45 wymarsz na trasę na 3-godzinny trekking. Dojście do miejsca kempingowego o 16:45. Pokonany dystans to 8,5 km. Dla osób chodzących po górach trasa teoretycznie niezbyt trudna, jednak wysokość robi swoje, szczególnie z ciężkim plecakiem. Pierwszy nocleg na kempingu na wysokości 3200 metrów n.p.m. Zimno, ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, co czeka nas na kolejnym. Cała obsługa na plus, przewodnik, skauci, kucharz i pomocnicy. Jedzenie na kolację pyszne, zupa, drugie, deser, a nawet etiopski gin. Jedynie namioty mogłyby zostać już wymienione. Śniadanie zaraz po wschodzie słońca. Wymarsz na trasę o 8:20. Dotarcie do miejsca kempingowego o 15:00. Odpoczynek, czas na przekąski. Wyjście na zachód słońca oraz obserwację dżelad, powracających do jaskiń. Dżelady przechodziły dosłownie między nami, zupełnie się nie krępując. Kolacja. Pokonany dystans 14 km. Z 3200 weszliśmy na 3700, nocleg na 3600. Krajobraz zaczął się stopniowo zmieniać.  Noc to był hardkor… dwa polary, kurtka, czapka, rękawiczki, dwa śpiwory. Śniadanie zaraz po wschodzie słońca. Wymarsz na trasę o 7:40. Dzisiejszy cel Imet Gogo. Dotarcie na szczyt o 10:15. Koniec trekkingu o 13:30. Imet Gogo zdobyty, wysokość 3926 m n.p.m. Z 8-osobowej grupy 6 dało radę, więc nie było tak łatwo. Jedna uczestniczka poważnie się rozchorowała, musiała skorzystać z muła. Widokowo trasa najpiękniejsza właśnie tego dnia. Powrót do Debark samochodem 4×4, przyjazd o 15:15. Przejazd do Aksum samochodem 4×4, transport w cenie wycieczki z ETT (tylko ta firmę oferuje taką opcję). Przyjazd do Aksum o 21:30. Zameldowanie w Nyala Hotel. Śniadanie oraz samodzielne zwiedzanie Aksum. To pierwsza stolica Etiopii i jednocześnie najświętsze miasto chrześcijańskiej Afryki, do którego wierni pielgrzymują, aby pomodlić się przed Arką Przymierza. Podobno właśnie stąd do Jerozolimy udała się piękna królowa Saby na spotkanie z mądrym królem Salomonem. Owocem tego spotkania był ich syn Menelik I (pierwszy król Etiopii), który to, w wyniku wizyty u swego ojca, przywiózł do Aksum Arkę Przymierza, podobno do dziś przechowywaną w starym kościele Matki Bożej z Syjonu (katedra św. Marii) w Aksum. Podobno, bowiem sprawdzić tego nie można, wstęp wzbroniony. W IV wieku przyjęto tu chrześcijaństwo, to też kolebka obecnego języka amharskiego. Obecnie zachowały się ruiny pałaców, grobowców królewskich i kościołów, kamienne trony i słynne 30 metrowe pięknie zdobione granitowe stelle. Zwiedzanie zaczynamy od katedry św. Marii (najprawdopodobniej najstarszego kościoła w Afryce), by choć z daleka popatrzeć na budynek, który rzekomo skrywa taki skarb. Do katedry kobietom wstęp wzbroniony. Obok katedry znajduje się mała kaplica Tablic i to tu mają się znajdować Tablice Prawa i Arka Przymierza. Kaplicy strzeże mnich, nikt oprócz niego nie ma prawa zajrzeć do środka. Obok katedry znajduje się nowy Kościół Matki Bożej z Syjonu, który zwiedzać mogą wszyscy. Wstęp płatny, bilet obejmuje wejście do kościoła (piękne malowidła), jak i zwiedzanie małego muzeum przykościelnego, w którym znajduje się kolekcja prawdziwych skarbów, tj. stroje królewskie, drogocenne korony, złote krzyże z Axum, Lalibelii i Gondaru, średniowieczne, przepisywane ręcznie manuskrypty. Zwiedzanie kamiennych stelli w centrum. Kamienne obeliski wznoszono nad kryptami grobowymi, niektóre mogą liczyć nawet 3000 lat. Spacer do grobowców króla Kaleba oraz i jego syna króla Gebre Meskel poza miasto. Dystans od głównego obeliska to 2,3 km. Po drodze Łaźnie Królowej Saby, które obecnie stanowią zwykł basen. Powrót na piechotę. Można oczywiście pojechać tuktukiem. Spacer po mieście w poszukiwaniu bajaja na wyjazd poza miasto. Przy okazji przystanek przy kościele Arabtu Ensessa. Zdecydowanie warto zajrzeć do środka, koniecznie trzeba sprawdzić godziny otwarcia przed planowaniem wizyty. Przejazd bajajem do ruin pałacu królowej Saby (to naprawdę dużo mniej niż ruiny) oraz do miejsca zwanego Lioness of Gobodura, które polecane jets przez LP. Nie tak łatwo tu trafić. Mamy szczęście, bo za przewodnika służy nam mała dziewczynka z pobliskiego domostwa. Nazwę można przetłumaczyć jako lwica Gobedry i to ją przedstawia relief na skale. Co ciekawe, powód tego odosobnionego rzeźbienia w kamieniu jest nieznany, ale jest on przedmiotem wielu spekulacji. Lokalna historia, według Philipa Briggsa, jest taka, że Archanioł Michał został tutaj zaatakowany przez lwa i odepchnął go z taką siłą, że zostawił zarys w skale. Wieczorem kolacja w Lucy Cultural Restaurant (lokalne jedzenie) z właścicielem biura, z którym wybieramy się do rejonu Tigray oraz na Pustynię Danakilską. Wyjazd z Aksum bardzo wcześniej rano. Odbiór przez kierowcę z firmy Teddy Zion Tours and Travel (polecam). Dojazd w okolice pierwszego kościoła o 10:15. Na miejscu dołącza lokalny przewodnik. Tutejszą atrakcją są wydrążone w skale kościoły, niektóre w tak niedostępnych miejscach, że aż ciężko w to uwierzyć. Jeszcze nieco ponad sto lat temu świat zewnętrzny nie miał o nich pojęcia, tak dobrze były poukrywane! Nikt nie wie dokładnie, ile lat liczą . Według lokalnej tradycji większość została zbudowana przez legendarnych królów Abrehę i Atsbę, w VI wieku naszej ery, jednak prawdopodobnie stało się to kilkaset lat później. Tak czy siak, są bardzo stare, a jest ich grubo ponad 100. Zaczynamy od najsłynniejszego i najpiękniejszego Abuna Yemata, do którego trzeba wdrapać się po 7 metrowej ścianie. Do dyspozycji jest uprząż z liną. Po pokonaniu tego odcinka, to jeszcze nie koniec...

Artykuł Trzy tygodnie w Etiopii – idealny plan podróży pochodzi z serwisu Cel w podróży.



This post first appeared on Cel W Podróży, please read the originial post: here

Share the post

Trzy tygodnie w Etiopii – idealny plan podróży

×

Subscribe to Cel W Podróży

Get updates delivered right to your inbox!

Thank you for your subscription

×