Get Even More Visitors To Your Blog, Upgrade To A Business Listing >>

Jak pogodzić szczęście z przeznaczeniem? Teoria szeroko rozłożonych rąk.


    Mocny ten tytuł, no nie. Dzisiaj mam dla Was temat, który idealnie pasuje na sam początek naszej przygody. Będzie o akceptacji, o przekuwaniu planów na czyny i o zaufaniu. Pewnie też wiele innych wątków się tutaj wkradnie, ale motyw mamy jeden - rozkładać szeroko ręce. 

    Kilka lat temu postanowiłem sobie, że będę szczęśliwy, że to właśnie szczęściu oddam swój czas i swoje dążenia. To była świetna decyzja, bo z pewnością zmieniła trochę moje patrzenie na wiele aspektów rzeczywistości, w której się później znalazłem. Jako osoba wierząca, połączyłem szybko to moje dążenie do szczęścia z byciem wiernym względem Pana Boga, i temu, jaki na mnie miał plan. To była kolejna świetna decyzja. Nadstawiając ucha na subtelny głos Ducha Świętego przeszedłem od samego początku mojej dorosłości niesamowitą przygodę, uczącą zaufania, zadowolenia z małych rzeczy, bycia lekkim jak piórko w najcięższych chwilach czy uśmiechania się. O niej jeszcze przyjdzie czas napisać więcej, na razie skupmy się na przesłaniu końcowym, który z tej całej historii wypływa - trzeba szeroko rozkładać ręce. 

    Teraz ważna sprawa jeszcze przed przejściem do tematu głównego - tu nie chodzi tylko i wyłącznie o wiarę katolicką, czy o wiarę samą w sobie. Dla mnie taka droga była najlepsza, nie żadna inna. Niezależnie od czego, czy wierzysz w Pana Boga, czy też nie, a może w przeznaczenie, parszywy los czy zawistny świat… Klucz zawsze będzie jeden i ten sam - tak, dokładnie - trzeba szeroko rozkładać ręce.

Rozkładam ręce, czyli co?

    O co z tym rozkładaniem rąk chodzi? Na pewno nie tylko o fizyczny akt rozłożenia rąk, chociaż, jeżeli to miałoby pomóc, to wcale nie Jest nie na miejscu. Chodzi bardziej o wewnętrzne zaufanie temu lub Temu, co lub Kto, naszym zdaniem “rządzi” światem. Tutaj chodzi nam o wewnętrzne rozłożenie rąk, czyli symbol otwarcia się. Za nim ma przyjść właśnie akceptacja tego, co dzieje się w naszej codzienności, próba dostrzegania pozytywnych stron tych sytuacji, nie uleganie fałszywym głosom z zewnątrz, że coś się wali, ale trzymanie się swojego wcześniejszego postanowienia o byciu szczęśliwym. Proste, no nie? A jednak nawet jest to napisane jakoś tak skomplikowanie. Chodzi o to, żeby trzymać się szczęścia idąc ścieżką przeznaczenia (czy, jak to mówią katolicy powołania powszechnego). 

    No dobrze, a co jeżeli nie przydarzają się nam dobre rzeczy, tylko złe, to jak mamy być szczęśliwi? To właśnie kwestia otwartych dłoni! Przyjmuję wszystko, co dzieje się w moim życiu i jestem w każdym jego momencie w teraźniejszości, przeżywając dane chwile, ale nie dając się im obciążyć, tylko z lekkością otwartych dłoni - przyjmuję to, co trudne, przyjmuję to, co radosne, przyjmuję wszystko, bo ufam, że jest nade mną coś lub Ktoś, co lub Kto i tak się zajmie tym wszystkim co się dzieje i tam leży władza nad tym, czego ja kontrolować nie mogę. Dokładnie! Chodzi właśnie o odrzucenie złudnej kontroli nad światem. Każdy z nas przecież ma w sobie coś takiego, taki pierwiastek faraona, który w nim daje się we znaki poprzez chęć okiełznania całego swojego świata. To jest dobre, dopóki odnosi się tylko to naszego mikrokosmosu wewnętrznego - dobrze jest nad sobą panować. Jednak gdy granica tego mikrokosmosu zaczyna się zacierać i rozszerza się on w niesamowitym tempie - spotkamy się z także niesamowicie ogromną frustracją. Świat nie jest stworzony po to, by kochał Gołąbka, ale Gołąbek jest stworzony po to, aby kochał Świat i to, lub Tego, co sprawiło, że on jest, bo tylko dlatego, że on jest, to jest i Gołąbek. Proste? PROSTE

Kocham, akceptuję, ufam.

    Skoro jest tak prosto, to idziemy jeden krok dalej. Taka akceptacja tego wszystkiego co się dzieje powinna nieść ze sobą wdzięczność. Skoro nie mam wpływu na makrokosmos mojego życia i biorę to, co on ze sobą przynosi, to dlaczego miałbym nie być wdzięczny za ten wachlarz doświadczeń, który za mną? No bardziej sensowne jest bycie wdzięcznym. To jest chyba najważniejszy przymiot naszej przeszłości, że za nią się jest wdzięcznym. No i tak, ja dobrze wiem, bardzo dobrze wiem, że nie zawsze jest ona kolorowa, a wręcz nigdy nie jest. Mam więc dla Ciebie proste ćwiczenie - wstań, pójdź do lustra i powiedz kogo tam widzisz. Czy byłbyś taki sam, gdyby nie to wszystko co już za Tobą? Nie! O tym, że kochamy siebie też muszę coś napisać, ale na razie weźmy to jako założenie. Kocham siebie - widzę, że jestem - wiem, dlaczego jestem - spoglądam na moją drogę - jestem WDZIĘCZNY za każdy krok, który na niej zrobiłem. Pewnie możecie wskazać moment zwrotny na tej drodze, a jeżeli nie, to najpewniej jest on jeszcze przed Wami. Ten moment zwrotny, w którym zacząłeś być szczęśliwy jest naszym gwarantem. Skoro mamy gwarant, to jesteśmy pewni naszej wdzięczności, czyli jest ona postawiona na stabilnym gruncie i wysyłana przez nas w jednym kierunku. Takich gwarantów może być oczywiście kilka i mogą one być ze sobą nawet sprzeczne - to jest najpiękniejsze, to jest bogactwo wolności jaką w sobie mamy, tej wolności, dzięki której możemy być wdzięczni. 

    To co, kolejny krok głębiej? No dobrze! To teraz możemy zobaczyć, że od wdzięczności już jest tylko jeden krok do ZAUFANIA! Tak, ponieważ skoro jestem wdzięczny czemuś/Komuś, to ufam - po trochę coraz bardziej, od niższej do wyższej poprzeczki. Zaufanie jest drogą rośnięcia w siłę poprzez coraz to większe akceptowanie swojej bezsilności. Zaufania nie będzie wtedy, gdy będziemy leżeć płasko na podłodze 300 godzin i czekać aż zostaniemy w jakiś cudowny sposób nakarmieni. Nie, to jest głupota. Po to mamy rozumki, żeby się zatroszczyć o siebie w kwestii podstawowych potrzeb. Zaufanie to stan rozłożenia rąk w oparciu o pewność, że to co przyjdzie, przychodzi nie żeby nas zniszczyć lub też podnieść, ale temu, ponieważ przyjść miało i czekało na nas. Każda sytuacja nas czegoś uczy - to ważne. Jeżeli ciężko Ci będzie na początku zwolnić lejce i oddać się nie własnej pewności troski o siebie, a zewnętrznej, to pomyśl czego masz się w danej sytuacji nauczyć - kolejne proste ćwiczenie, które może wiele zmienić. 

Chcę być szczęśliwy i do tego dążę

    Mamy już za sobą kilka ważnych sformułowań, na podstawie których wysuwamy wniosek - trzeba przekuć plany na czyny. Skoro masz w sobie plan, albo chociaż takie pragnienie, żeby być szczęśliwym, to pora wdrożyć ten plan w codzienność. Szczęścia nie zdobywa się kontrolując wszystko wokół, a bardziej kontrolując to, co ma się w sobie. Szczęście ucieka, gdy człowiek skupi się tylko na tym, co go dotyka, co przychodzi, a nie widzi, że on ciągle JEST, bo ma w tym swoim byciu jakiś cel - BYCIE! Szczęście nie jest czymś, co warto zapakować w ładne pudełko i odłożyć na przyszłość i to jeszcze najlepiej na najwyższą półkę w najdalszym schowku. Szczęście to coś, co dzieje się tu i teraz, jeżeli tylko tego będziesz chciał i na to pozwolisz.     

    Gdzie są moje ręce? Zazwyczaj rozłożone, ale może też zbyt mało rozłożone. Pierwszy krok, bardzo ważny krok jest już za mną - odkryłem zasadę rozłożonych rąk. To już wielkie osiągnięcie. Kolejne osiągnięcie to uwierzenie w to, że ma ona sens. To wcale nie przychodzi z trudem, ale w teorii. A jak jest w praktyce? W praktyce moje ręce raczej wirują. Myślę, że to dobre słowo. Z jednej strony biegną na boki, a z drugiej wracają do pozycji “przytul się do siebie”. To wirowanie jednak wypływa z tego, że się rozwijam. Poznaję, ciągle poznaję, odkrywam świat, odkrywam siebie. Staję na własne nogi, może powoli, ale to wirowanie dłoni pokazuje mi, że ten proces trwa, że coś się dzieje, że nie stoję w miejscu. To wielki sukces. Widzę cel - rozłożone ręce. Chcę do niego kiedyś dotrzeć. Gołąbku! Dasz radę! Zerwij tylko wszystkie wstążki, którymi jesteś przywiązany do ziemi - jesteś po to, aby latać!

To co, jeszcze jakieś małe podsumowanie? 

1. Doceń swoją przeszłość - to ona Cię ukształtowała. 

2. Bądź sobą w teraźniejszości - rozkładając szeroko ręce i rezygnując z “władzy” nad rzeczami, nad którymi i tak władzy nie masz. 

3. Uśmiechnij się do przyszłości - to, co ma nadejść, jest zaprojektowane specjalnie dla Ciebie. Tu nigdy nie ma przypadków. 


    Dziękuję Ci za dobrnięcie to tej części wpisu. Cieszę się, że tu jesteś! Na dzisiaj to już koniec, ale wkrótce nadejdzie więcej nowych materiałów - wiesz, gdzie czekać na kolejne? Na Gołąbkowych social mediach! Trzymajcie się ciepło i do następnego! 



This post first appeared on To Gołąbek, please read the originial post: here

Share the post

Jak pogodzić szczęście z przeznaczeniem? Teoria szeroko rozłożonych rąk.

×

Subscribe to To Gołąbek

Get updates delivered right to your inbox!

Thank you for your subscription

×