Get Even More Visitors To Your Blog, Upgrade To A Business Listing >>

Co mam, czego nie mam (18 marca)

Jest sobota, 18 marca, wieczór. Wczoraj wzięłam tytoń z podłogi, wypaliłam z tego dwa papierosy. W obu był czysty kret, zero tytoniu. 16:45 już nie żyłam od tego. O 17:10 spojrzałam na zegarek ponownie. Wtedy już wpuszczono strychninę. Olbrzymie ilości strychniny. Otworzyłam okno, przez okno też wpadała. Po długim czasie zasnęłam. W nocy obudziłam się ponownie. Wapno w powietrzu, nie od razu zdiagnozowane przeze mnie jako wapno. 01:23 oni malują ściany, wiertarka chodzi. Idę do łazienki. Nazistowskie teksty lecą. "Dolina ciał, ciał" śpiewa jeden z nich, mój brat. Śpią przy tym. Wietrzę pokój, u nich więcej wapna w powietrzu niż u mnie, a w łazience śmierdzi kwasem i octem. Siedzą dale, obcy kolega współudziałowiec siedzi już drugą noc. Tytoniu trochę im zabrałam, smakował kretem. Nie wiem, czy był w nim dla innych wyczuwalny kret, czy to z powodu zatrucia kretem poprzedniego dnia tak tytoń smakował. "Tyci, tyci" mówi jeden z nich, mój brat, gdy jestem w kuchni późnym popołudniem. Wczoraj albo przedwczoraj nadawał do telefonu w rozmowie z dziewczyną: "Siostrzyczko ty moja, ty moja mała już".


Co mam, czego nie mam:

7 bułek - 17 marca w siatce późnym popołudniem znajduję siedem suchych bułek. Zjadam jedną z nich. Z żółtym serem Tylżycki z lodówki, już opakowanie sera dawno otwarte. Jedyny posiłek w ciągu dnia. Piję herbatę z cukrem w dużych ilościach. 18 marca rano robię sobie kolejną bułkę z serem. Zjadam pół. Ser niedobry, stary na brzegach, dziwny w wyglądzie. Zjadam też mały kawałek nieładnej kiełbasy, Kiełbasa Dziadka. Późnym popołudniem zjadam drugie pół innej bułki z masłem, do tego jajecznicę z dwóch ostatnich jajek. Uprzednio chcę ugotować sobie pyzy z mięsem, są w zamrażarce dwa opakowania, pierogi ruskie mrożone i pyzy z mięsem mrożone. Nie mogę ugotować, dwa garnki normalne są zajęte. W jednym, tym żołnierskim, czarno-srebrny proszek suchy, w drugim stoi zupa radioaktywna ugotowana 15 marca, chyba tzw. gulaszowa. Trzeci garnek, teflonowy, jest w szafce czysty, ale nie ma rączki. Rączka do garnków teflonowych zniknęła. "Tyci, tyci" mówi brat, gdy szukam rączki. "Duży, duży", mówię ja. Rączki nie znalazłam, pyz nie mogłam ugotować. Bardzo mi słabo było, w końcu zrobiłam jajecznicę. Kuchenka elektryczna grzeje bardzo słabo i wolno, czajnik bardzo wolno gotuje wodę i ją przegotowuje. Czajnik przyniosła matka 15 marca, bo poprzedni zepsuł się i nie wyłączał.

Jest cukier w szklance przypominającej kufel. W worku kilogramowym już się skończył. Nie wiem, skąd wziął się w kuflu.

Gruszka była wczoraj na stole, duża, zielona, dzisiaj w śmieciach już leżała.

W lodówce pojawiło się drugie, nieotwarte opakowanie sera Tylżycki. Nie wiem, kiedy.

Jest słój miodu, od niedawna, domowy, brak etykiety na słoiku, bardzo, bardzo rzadki, zły w smaku,

15 marca (vide poprzedni post) matka przyniosła w siatce jakieś produkty, przede wszystkim herbatę chyba 130 torebek, tanią. Na ostatnią chwilę ta herbata przyniesiona. Cukru nie przyniosła. Przyniosła też mały pasztecik z kapustą i grzybami, zjadłam od razu. Dwie czekolady, mleczna Wedel i mleczna Wawel. Wedel już prawie całą zjadłam, Wawel jeszcze nie otworzyłam. I nie wiem, co jeszcze przyniosła. Chyba to wszystko. Czajnik przyniosła, czajnik.

Tytoniu ukradłam małą i trochę większą garść dziś rano. Już nie mam, po raz kolejny mam przymusowy odwyk.


This post first appeared on Antychrystka, please read the originial post: here

Share the post

Co mam, czego nie mam (18 marca)

×

Subscribe to Antychrystka

Get updates delivered right to your inbox!

Thank you for your subscription

×