Witajcie Kochani, Dziś będzie post błyskawiczny, ponieważ dopiero weszłam do domu i bardzo chcę Wam pokazać coś słodkiego:) Wyobraźcie sobie, że pojechaliśmy do Belgii po tytoń i tym razem padło na tajemnicze miasteczko o nazwie Mouscron. Wylądowaliśmy 10 kilometrów od Lille i udało nam się nie tylko zrobić zakupy, ale również spotkać niedźwiedzie...
Trafialiśmy na nie całkowicie przypadkowo, podczas eksploracji uliczek i z każdą kolejną rzeźbą pytanie "O co chodzi z tymi niedźwiedziami?" paliło mnie coraz bardziej.
Jeden mógł sobie stać ot tak, ale dwa to już zdecydowanie jakaś legenda, a trzeci wskazywał na jakąś grubszą sprawę.
Okazało się, że niedźwiedzi jest coś około dziewięciu i są rodziną. Jest to projekt artystyczny, który przypominać ma o starych czasach, gdy po ulicach miasta przechadzał się mężczyzna z niedźwiedziami.
Ot i zagadka niedźwiedzi w Mouscron rozwiązana i w sumie choć całej historii nieco brak rumieńców, to mój zachwyt nadal trwa:D
Co do samego miasta, to jest bardzo przyjemne. Dookoła pełno pubów i restauracji. Panuje dość kameralna atmosfera i jest naprawdę miło.
Znacie jakieś legendy z niedźwiedziami? Mnie jakoś żadna nie chce przyjść do głowy.
Życzę Wam super przyjemnego wieczoru i ślę uściski na misia:))
Trzymajcie się cieplutko.
PEACE