Get Even More Visitors To Your Blog, Upgrade To A Business Listing >>

Wbrew sobie – mit obcokrajowca

Na zdjęciu: Adam Nawałka

Stało się to, czego wszyscy byli pewni. Adam Nawałka został ogłoszony nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Wielokrotnie na tym blogu, a także w innych miejscach w sieci, pisałem o tym, że tylko zagraniczny trener może nam pomóc, i że w kraju nad Wisłą próżno szukać igły w stogu siana  diamentów w stercie ekskrementów. Postanowiłem jednak sprawdzić jedną rzecz. Nie zmieniła oczywiście ona mojego zdania, ale dała iskrę nadziei. Przeglądając ELO Ratings wynotowałem wszystkie reprezentacje z pierwszej pięćdziesiątki rankingu, które poczyniły postęp o co najmniej 10 pozycji względem ubiegłego roku. Wyszło jedenaście ekip. Wówczas zajrzałem w ich sztaby szkoleniowe. Wnioski okazały się miażdżące!

Obcy, ale… sami swoi

Jedyne trzy drużyny mające zagranicznych selekcjonerów to: USA, Kostaryka i Austria. Z tym że… czy naprawdę są to obcy ludzie w innym świecie? Jurgen Klinsmann ma żonę Amerykankę, mieszka w Stanach i tak bardzo przesiąkł tym amerykańskim snem, że traktują go jak swojego. Nie wspominam o oczywistości, czyli o tym, że niemiecki selekcjoner płynnie mówi po angielsku. Drugi fachowiec w tej grupie to Marcel Koller – Szwajcar prowadzący Austrię. Tu o problemach językowych także nie ma mowy. Co prawda sam Koller nigdy nie grał ani nie trenował w Austrii, to jednak całe swoje zawodowe życie spędził w krajach niemieckojęzycznych. Obcy, ale swój. Rewelacyjnie w eliminacjach strefy CONCACAF poradziła sobie Kostaryka, wygrywając wszystkie mecze na własnym boisku. Na wyjazdach było dużo gorzej, ale wystarczyło to do zajęcia drugiego miejsca w grupie i zmuszenia Meksyku do gry w barażach. Kto trenuje Alvaro Saborio i spółkę? Jorge Luis Pinto. To człowiek, który czego nie dotknie, zamienia w złoto. Wygrywał mistrzostwo Kostaryki, Peru, Wenezueli, a także rodzimej Kolumbii. To ostatnie zdobył wprowadzając rok wcześniej drugoligową Cucutę do pierwszej ligi. I to by było na tyle! W całej tej jedenastce nie ma żadnego selekcjonera z zagranicy, nieznającego języka, będącego jedynie okazjonalnym gościem w kraju, który trenuje. Ani jednego. Kto tworzy więc pozostałą ósemkę? „Najlepsi w klasie”? Czy może „koty w worku”?

Weterani

 Do tej grupy na pewno można, i trzeba, zaliczyć Oscara Tabareza – selekcjonera Urugwaju. Prowadzi tę drużynę od siedmiu lat, a w przeszłości otarł się nawet o AC Milan. I tu ważna dygresja – po tryumfie w Copa America 2011, Tabarez zaliczył niemiłosiernie słaby rok 2012 (0:4 z Argentyną, 0:3 z Kolumbią, 1:4 z Boliwią) i – gdyby pracował w Polsce – dawno pożegnałby się z posadą. Dano jednak „El Maestro” szansę i ten podniósł celestes z kolan. Co prawda przez wpadkę w Ekwadorze zagrają w barażach, ale niewiele brakowało, a i tam by ich zabrakło. Innym weteranem jest Srecko Katanec, który ponownie prowadzi Słowenię. Pamiętam doskonale mecze jego drużyny z Euro 2000 czy MŚ 2002. Od początku tego roku znów dostał szansę i osiągał całkiem niezłe wyniki. Do barażów zabrakło pokonania Islandii u siebie, jednak 3:0 z Norwegią czy 2:0 z Turcją na pewno dają pewne nadzieje na przyszłość. Co ciekawe, Słoweńcy nigdy nie mieli selekcjonera z zagranicy, a zaliczyli dwa mundiale, jedne Mistrzostwa Europy i jedne baraże o awans do tychże. Jak to mówi młodzież – not bad.

Olimpijczycy

Zadziwiające jest to, że w Polsce nikt nie wpadł na to, by powierzyć kadrę seniorów tym, którzy odnosili sukcesy z reprezentacjami młodzieżowymi. Ani Andrzej Zamilski, ani Michał Globisz nigdy nie otrzymali szansy pracy z pierwszą drużyną. Padają argumenty, że nie poradzili sobie w dorosłym futbolu. Tyle że były to próby klubowe. A – o hipokryci! – ci sami ludzie wytaczają opinie, że selekcjoner i trener to dwa różne światy. Były jednak kraje, które zaryzykowały. Najlepszym przykładem jest zupełnie nieznany nad Wisłą Mahdi Ali. Człowiek, który zjadł zęby na młodzieżowej piłce w Emiratach, po kompromitacji poprzednika w eliminacjach do MŚ otrzymał w końcu szansę pracy z dorosłymi. Wyrzucił z kadry przebrzmiałe gwiazdy i skłócone primadonny, a postawił na tych, których znał. Szesnastu olimpijczyków promował do pierwszej drużyny, skład uzupełnił tymi, którzy prezentowali przyzwoity poziom w przegranych eliminacjach i… jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Zjednoczone Emiraty Arabskie poczyniły największy awans w rankingu na całym świecie, wygrały Puchar Zatoki Perskiej oraz wszystkie mecze eliminacyjne do Pucharu Azji! Drugim z ekstrenerów młodzieży jest James Kwesi Appiah – obecny opiekun Czarnych Gwiazd z Ghany. W 2011 roku, pokonując w finale RPA, jego młodzieżówka wygrała All-African Games i rok później postanowiono spróbować Appiaha jako selekcjonera dorosłej kadry. W meczach eliminacyjnych okazał się bezbłędny, notując jedynie skromną wpadkę w Zambii, co jednak nie przeszkodziło jego podopiecznym w zajęciu pierwszego miejsca w grupie i rozgromieniu 6:1 Egiptu w ostatniej rundzie kwalifikacyjnej. Nieco poniżej oczekiwań jedynie Ghana spisała się podczas Pucharu Narodów Afryki. Po pechowej porażce po karnych z Burkiną Faso, drużyna Appiaha nie awansowała do finału i na dodatek przegrała pojedynek o brąz z Mali. Do Brazylii jednak Czarne Gwiazdy polecą, gdyż Egipt musiałby wygrać w rewanżu aż 5:0, co wydaje się niemożliwe.

Zapomniany, odkurzony

Pisałem ostatnio o tym, że Ukraińcy – zawsze niechętni obcokrajowcom u steru i wierni szkole Łobanowskiego – w końcu być może znaleźli tego, kogo szukali. Mychajło Fomenko przez ostatnie dwadzieścia lat (sic!) nie trenował żadnego poważnego klubu, nie licząc krótkich epizodów w Metaliście Charków. Warto jednak pamiętać, że to właśnie on doprowadził w 1993 roku Dynamo Kijów do pierwszego dubletu (mistrzostwo + puchar), a następnie wyeliminował z Pucharu Mistrzów wielką Barcelonę! Patrząc na ostatnie wyniki reprezentacji Ukrainy, można śmiało powiedzieć, że Fomence po prostu nikt wcześniej nie dał prawdziwej szansy, choć półfinał krajowego pucharu i dwukrotnie zajęte piąte miejsce w lidze z Tawrią Symferopol, a także finał pucharu z miernym CSKA Kijów mogły wskazywać na niezły warsztat Ukraińca.

Byłe gwiazdy kadry

 Tu można byłoby też jeszcze raz napisać o Klinsmannie, który w 2006 roku pierwszą poważną pracę dostał właśnie w rodzimej reprezentacji, ale on obecnie na chleb zarabia w Ameryce. Podobnie jak Słoweńcy, nigdy za zagranicznymi szkoleniowcami nie przepadali Serbowie (jedyny wyjątek to mający od zawsze chrapkę na posadę w Warszawie Javier Clemente, który jednak różnicy nie zrobił i wrócono do rodzimych selekcjonerów). Najlepsze wyniki w historii niepodległej Serbii robili szkoleniowcy urodzeni na Bałkanach. Najpierw Slobodan Santrac, a później legendarny Vujadin Boskov i Radomir Antić. Sinisa Mihajlović selekcjonerem został w 2012 roku i póki co daleko mu do sukcesów wspomnianej trójki. Nie awansował co prawda nawet do barażów w mundialowych eliminacjach, ale końcówkę miał niezłą. Przez rok zbierał oklep od wszystkich, pokonując jedynie Walię u siebie, a także towarzysko Chile. Porażki z odwiecznym rywalem – Chorwacją – a także sensacyjna klęska w Macedonii na pewno bolały. Związek jednak Mihajlovicia zostawił na stanowisku, a gra Serbii uległa poprawie. Minimalna porażka w Belgii, remis z Chorwacją, zwycięstwa ze Szkocją i Walią oraz udany rewanż na Macedończykach. To bilans ostatnich paru miesięcy reprezentacji plavich. Ostatnio chodzą pogłoski, że Mihajlović ma jednak rzucić kadrę i wrócić do trenowania klubów we Włoszech, gdzie czuje się najlepiej.

Z zagranicznych szkoleniowców zrezygnowano w Nigerii. Po tym, jak nic szczególnego nie ugrali Berti Vogts i Lars Lagerback, zaczęto doceniać swoich. W 2011 zatrudniono Stephena Keshiego, byłą gwiazdę Super Orłów, któremu asystuje inna legenda kadry – Daniel Amokachi. Ta dwójka zdobyła Puchar Narodów Afryki i zakończyła eliminacje do brazylijskiego mundialu bez porażki. Co prawda Etiopia jeszcze może sprawić niespodziankę i wyeliminować podopiecznych gwiazdorskiego duetu, jednak porażka 0:2 w Addis-Abebie raczej nie wchodzi w rachubę.

Ostatnią z byłych legend kadry jest Mixu Paatelainen. Człowiek, który od ćwierćwiecza mieszka na Wyspach, a w ligach szkockich zdobył setkę bramek. Po zawieszeniu butów na kołku został trenerem i wspinał się powoli po szczeblach kariery, najpierw wygrywając czwartą ligę z Cowdenbeath, a następnie pracując w najwyższej klasie rozgrywkowej. W pierwszej poważnej pracy awansował z Hibernian do Pucharu Intertoto. Dwa lata później, uzyskując świetne rezultaty w Kilmarnock, wybrano go Trenerem Roku w Szkocji. Paatelainen od dwóch lat prowadzi Finów i w minionych eliminacjach przegrał tylko z wielkimi reprezentacjami: Francji i Hiszpanii – i to też nie wszystkie spotkania, gdyż zatrzymał La Furia Roja w Gijón. Warto tu także nadmienić, że w Helsinkach nie poradził sobie ani Roy Hodgson, ani Richard Moller-Nielsen.

Podsumowując, z pierwszej pięćdziesiątki rankingu ELO Ratings, wśród drużyn, które osiągnęły największy awans w ostatnim roku, wszystkie reprezentacje posiadają trenerów z własnego kraju, kręgu językowo-kulturowego lub związanego w jakimś stopniu z trenowanym narodem. Ani jedna z kadr nie posiada na stanowisku selekcjonera nieznającego języka piłkarzy, których ma motywować do zwycięstw.  W tym świetle decyzja Bońka staje się zrozumiała, choć i tak jestem wobec niej nastawiony mocno sceptycznie.




This post first appeared on Underdog Football PL | Blog Piłkarski Inny Niż W, please read the originial post: here

Share the post

Wbrew sobie – mit obcokrajowca

×

Subscribe to Underdog Football Pl | Blog Piłkarski Inny Niż W

Get updates delivered right to your inbox!

Thank you for your subscription

×